sobota, 27 lipca 2013

...

********
Przepraszam, rozdziały miały się pojawiać wcześniej, wiem, przepraszam, ale nie było mnie w domu, jestem na jeden dzień dziś i jutro znów wyjeżdżam. Muszę się jeszcze spakować. Nie dam rady do końca przetłumaczyć rozdziału. Wracam 11.08 i wtedy jak najszybciej przetłumaczę.
Przepraszam xo

piątek, 12 lipca 2013

5. E

"Jesteś mordercą Seleny Gomez."
Stratford było małym miastem. Duże problemy jak te nigdy nie występowały w miastach takich jak to. Morderstwo było nieznanym pojęciem, a choroby psychiczne jak schizofrenia były zupełnie niespotykane.
Jednak obie te rzeczy już się wydarzyły.
Co oni robili ze sprawcami problemów takie jak te, nawet jeśli byli bardziej sławni niż prezydent Stanów Zjednoczonych?
Pozwól mi to powiedzieć: wysyłali ich daleko, daleko stąd.
Zarówno oby dwa jego białe, blade policzki jak i ciemno brązowe oczy ukazywały wiele smutku, Pattie próbowała przekazać mu szokującą nowość- nawet nie wiedziała jak ma to zrobić.
- Justin... pojedziesz do specjalnej kliniki*  w Los Angeles, tam Ci pomogą- wyszeptała chcąc mieć na niego wpływ.
Ale on nawet się nie poruszył ani nie pokazał w żaden sposób, że ją słyszał.
- Justin, kochanie, doktor Fox będzie z Tobą, wiec nie będziesz kompletnie sam- zabrała obłąkany kosmyk włosów z twarzy i zarzuciła go za ramię.
Ale Justin nawet nic nie powiedział.  Całe jego ciało było sparaliżowane, słyszał te okropne głosy sześciu żyć- zmieniały słowa.
"Ty jesteś zabójcą Seleny Gomez."
Nawet nie wysłali go do więzienia, gdzie należało, nie, to zbyt straszne. Wysyłają go do kliniki, gdzie wszyscy będę myśleć, że jest on szalonym nastolatkiem, który stał się sławny zbyt szybko i wszystko to doprowadziło go do tego, że zabił miłość swojego życia.
Nie. Justin skarcił się w myślach.
On nie pojedzie do tej kliniki: nie był szalony. Nie jest obłąkany i z całą pewnością nie jest schizofrenikiem. Każdy, nawet jego mama kopała pod nim dołki, wiedział to.
"Oni Ci tam pomogą, Justin."
"Pomogą mu" jego dupie. To nie było możliwe, by pomocą było wysłanie go do jakiegoś domu z obłąkanymi ludźmi. Justin nie należał do nich, nie był pieprzonym schizofrenikiem.
Jęcząc jego mama przebiegła palcami przez jego włosy, on trzymał usta zamknięte. Żadne słowo nie wyszło z jego ust. Jaki sens był w mówieniu, skoro nikt mu nie wierzył?
- Mam nadzieję, że nie jesteś w zbyt dużym szoku, ale... - jego matka przerwała pozwalając sobie westchnąć desperacko- nigdy, przenigdy nie spodziewała się, że znajdzie się w sytuacji takiej jak ta. Nigdy nie powinna pozwolić swojemu synowi oglądać Def Jam, powinna być odpowiedzialna i powiedzieć nie. Ale oczywiście, zgodziła się i teraz nie ma jej małego chłopca, stał się sławny w zbyt krótkim czasie i teraz oszalał. - ale wyjeżdżasz pod koniec dnia.
Tak jak przypuszczała, Justin pokazał jakieś emocje: widziała protest w jego oczach.
Nie chcę, żebyś jechał, kochanie. Westchnęła na tę myśl, nawet nie mogła tego powstrzymać.
- Twoje rzeczy są gotowe, jest coś specjalnego co ma jechać z Tobą?
Justin prychnął, dając jej brudne spojrzenie.
- Selena.
__________________
Justin rozejrzał się po swoim "pokoju." Wyglądał jak jakaś cela, nie rozumiał do cholery dlaczego właściwie wysłali go tu skoro to było jednakowe z więzieniem. 
 Spojrzał na zawartość swoich bagaży, sekretnie błogosławił swoją mamę za spakowanie ostatniego zdjęcia na którym był z Seleną.
Pozwolił swoim palcom powoli przejechać po zdjęciu, czuł jak mały uśmiech rośnie na jego ustach, gdy powracał myślami do momentu, kiedy stali się parą- chwilę po tym mieli najlepszy seks kiedykolwiek.
Justin uśmiechnął się i schował zdjęcie z powrotem do torby siedząc na tak zwanym łóżku. Jego szeroki uśmiech znikł, gdy zauważył kraty na oknie co tylko przypominało mu, że jest więziony.
Usłyszał kilka pukań w- nie zapominając- zamknięte drzwi, chwycił swoje włosy, nie chciał by ktokolwiek tu przychodził.
- Justin?
To był doktor Fox.
Justin nie starał się nawet patrzeć, jaki to miało sens?
 - potrzebujesz wziąć swoje leki- Fox stwierdził wchodząc do pokoju.
Justin westchnął i zaplątał palce w swoje poplątane włosy wiedząc, że Fox potrzebuje jego ramienia, by wstrzyknąć te pieprzone leki.
Teraz lekarz stał przed Justin'em i schylił się na wysokość jego kolan chwytając jego lewą rękę. Justin sapał, ale doktor go zignorował.
Zsunął rękę do swojej kieszeni i wyjął z niej małą strzykawkę, jasna, różowa substancja płynęła w tym. Justin zmarszczył brwi, nie używa się różowych leków. Dziwne.
Ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć lub zapytać doktor Fox wbił igłę w jego mięśnie, co spowodowało, że Justin jęknął z bólu.
- Nie bądź ciotą- Fox wymamrotał wyciągając igłę, nie zadając sobie nawet trudu, by sprawdzić czy Justin krwawi.
I tak nagle jak lekarz wszedł, tak wyszedł.
Justin był jeszcze bardziej zdezorientowany. Dlaczego on zmienił jego leki? Dlaczego był w tak złym humorze? Bywał naprawdę miły w szpitalu.
Gdy tylko się położył poczuł ostry ból przeszywający jego ramię.
- kurwa- jęknął chwytając swoje ramie.
Co do kurwy? Dlaczego na tym świecie to tak bardzo bolało? Dlaczego kurwa na tym świecie działa taki popieprzony lekarz jak ten?
Wizja Justin'a stawała się rozmyta i zauważył, że robi się nieco oszołomiony.
Co te lekarstwa z nim robiły? To prawdopodobnie przez to, że on, kurwa nie potrzebował ich.
Ponownie jęknął. Miejsce, w którym była igła po prostu pulsował i było czerwone. Kurwakurwakurwakurwa.
- Hej Justin.
Justin przestraszył się znajomego głosu. Wiedział dokładnie kto to był i to sprawiło, że zastanawiał się jak ta suka dostała się tu.
Jessie Fox.
Usiadła na stole, który znajdował się na przeciwko niego, nonszalancko żuła gumę patrząc na niego swoimi przenikliwymi zielonymi oczami.
- Co Ty kurwa tu robisz?- syknął, unosząc prawą brew, gdy przypatrywał się jej. Kołysała nogami jak gdyby nigdy nic i jakby wcale nie zakradła się do jego celi. Wystukiwała palcami nieprzyjemną melodię na stole, złośliwy uśmiech był przyklejony do jej twarzy.
- Odzyskałeś głowę, Justy?- uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Wypierdalaj- syknął posyłając jej pioruny.
- To miało mnie przestraszyć, Bieber?- zaśmiała się zeskakując ze stołu- bo na pewno tak się nie stało.
Justin jęknął- nie był w stanie uderzyć jej w brzuch- co zrobiłby, jeśli by mógł- bo ból przeszedł przez całe jego ciało.
- Justin, możesz walczyć, ale ja już wygrałam- uśmiechnęła się i umieściła pocałunek na jego policzku-kurwakurwakurwa- i wyszła z jego celi.
Tylko kiedy drzwi zatrzasnęły się za nią, Justin całkowicie stracił przytomność, ale była ostatnia, krótka myśl przebiegająca przez jego umysł.
Zdjęcie.
 
*dokładnie chodziło o azyl
*******
Jak myślicie, co zrobił Justin'owi doktor Fox? Próbuje mu pomóc czy przeciwnie? No i skąd wzięła się Jessie?

Naprawdę, bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale tymczasowo nie radzę sobie. Mam nadzieję, że ten czas szybko minie.
No i przepraszam za jakiekolwiek błędy w rozdziale. 
Do następnego x